Coraz mocniejsze ciosy spadają na rząd carski. Ta podła organizacja siepaczów i rabusiów próżno się łudziła, że uda się jej po zawarciu pokoju, skierowawszy wszystkie swe siły na walkę z rewolucją, ręką kata zdławić ruch ludu roboczego. Ruch ten rośnie i olbrzymieje z niepowstrzymaną szybkością. [...] Wspaniałym objawem tego ruchu jest obecny strajk powszechny, szerzący się z żywiołową siłą po całym państwie. [...]
Proletariat Moskwy — dotąd najbardziej zacofanego wielkiego miasta w Rosji — dał hasło do olbrzymiego ruchu ludowego. Po strajku powszechnym w Moskwie nastąpił strajk kolejowy, największy w dziejach świata. [...]
Ludu roboczy Polski, powstań jak jeden mąż do walki o wolność! Postaw wszędzie twe żądania śmiało i bez wahania! Carat ich dać nie zechce, lecz ty sam musisz je zdobyć!
Oto są hasła, w imię których walczymy:
1) Natychmiastowe zniesienie ochrony wzmocnionej i stanu wojennego;
2) Uwolnienie więźniów politycznych i zupełna amnestia;
3) Zupełna wolność słowa i druku, zgromadzeń, związków, strajków oraz nietykalność osobista;
4) Zwołanie Sejmu Ustawodawczego, obranego przez cały lud Rosji, do Petersburga, a dla naszego kraju takiegoż sejmu w Warszawie;
5) Natychmiastowe wprowadzenie 8-godzinnego dnia roboczego.
Z tymi żądaniami stajemy do walki.
Niech żyje strajk powszechny!
Precz z caratem!
Niech żyje rewolucja!
Warszawa, 27 października
Archiwum Zakładu Historii Partii, 11/II/8 poz. 20, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Główne siły policyjne i wojskowe skoncentrowane były na Marszałkowskiej oraz w Alei Ujazdowskiej i koło Nowego Światu, gdyż na Marszałkowskiej zapowiedziały demonstrację trzy organizacje: Socjalna Demokracja Królestwa Polskiego i Litwy, Bund oraz „Proletariat”, a w Alei Ujazdowskiej PPS. Około 5. godz. po południu [dn.] 26 na Marszałkowskiej zaczęły się ukazywać grupy robotników i robotnicy pojedynczy. Około godz. 5.30 ruszył pochód z placu Zielonego do Świętokrzyskiej. Około domu nr 145 rozwinięto dwa czerwone sztandary, rozległy się okrzyki i śpiewy rewolucyjne. Policja rzuciła się na demonstrantów. Ci ostatni, stanowiąc olbrzymią masę, odparli jej atak, bijąc policjantów i rewirowych. Policja i kozacy zjawili się w większej liczbie i znowu rzucili się na naszych. Kilkudziesięciu manifestantów wparli w podwórze domu nr 145 i zamknęli bramę. Wewnątrz policja zaczęła bić i popychać manifestantów, ale zdumiona oporem, jaki po raz pierwszy manifestanci okazywali (bo dotąd biernie znosili znęcanie się i przemoc), zachowywać się poczęła oględniej. [...] W parę chwil po tym szturmie manifestanci potrafili się znowu zorganizować i w liczbie blisko 1000, z czerwonymi sztandarami pośrodku, ruszyli znów ku Świętokrzyskiej. Tu rzucił się na nich oddział kozaków z policją i część (około 150 osób) wepchnął w bramę narożnej kamienicy (róg Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej). Wywiązała się tu energiczna bójka, w której raniono silnie rewirowego i policjantów. Jednocześnie robotnik jeden silnym uderzeniem sękatego kija o łeb kozaka zrzucił go z konia.
Wstrzymano dorożki i tramwaje, śpiewano i wydawano okrzyki socjalno-demokratyczne. Aresztowano sporo robotników polskich i żydowskich, sporo kobiet, trochę młodzieży szkolnej i studentów.
Warszawa, 26 kwietnia
„Czerwony Sztandar”, nr 6, z kwietnia 1903, [cyt. za:] Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy. Materiały i dokumenty, t. 2, 1902–1903, pod Feliks Tych, Warszawa 1962.
Pamiętam, z jakim zdenerwowaniem spoglądałam w kościele co chwila na zegarek i jak nieznośnie powoli posuwały się wskazówki. [...] Cała uwaga była skierowana na to, co ma się stać. Nareszcie padły słowa: „Ite, missa est” i ludzie poczęli wychodzić z kościoła. [...] Nagle na ulicy zabrzmiały wystrzały, Czerwony Sztandar oraz Warszawianka. Prawie jednocześnie doleciał do mych uszu odgłos kopyt końskich. Widocznie kawaleria szarżowała na pochód. Kościół na nowo napełniał się ludźmi. Wtem wielkie odrzwia kościoła z łoskotem zamknięto. Spojrzałam przez ramię — przy wejściu stała policja. Za chwilę usłyszałam kroki tuż przy sobie, ktoś ukląkł i zobaczyłem znajomą twarz — był to młody doktor, towarzysz z PPS, Żandr. Położył dwa rewolwery obok mnie na ławce i szepnął: „Schowajcie szybko”. Odszedł, zanim zdążyłam mu odpowiedzieć.
Pozostałam przez chwilę w tej samej pozycji, z głową w dłoniach, nachylona, niby to w rozmodleniu, a w rzeczywistości nie wiedząc, co dalej robić. Spojrzałam z ukosa w stronę drzwi — policja rewidowała każdego przy wyjściu. Nie ma więc nadziei na zabranie broni ze sobą [...]. Obok stał ciężki, staroświecki klęcznik. Zasłaniając rewolwery fałdami sukni, wsunęłam je szybko pod klęcznik; było mało prawdopodobne, aby ktoś go kiedykolwiek ruszał. Przy wyjściu zrewidowano mnie; w następnej chwili byłam już na ulicy. Plac Grzybowski był zupełnie pusty; kilkanaście ciał leżało na bruku. […] Nazajutrz wróciłam do kościoła i zabrałam rewolwery.
Manifestacja na placu Grzybowskim, choć zakończona tragicznie, miała o wiele większe znaczenie niż się spodziewano. Rząd rosyjski, zaalarmowany tym pierwszym od 1863 roku zorganizowanym wystąpieniem Polaków z użyciem broni i uwikłany w ciężką wojnę na Dalekim Wschodzie, nie miał zamiaru stwarzać sobie drugiego frontu w Polsce.
Warszawa, 13 listopada
Aleksandra Piłsudska, Wspomnienia, Londyn 1985.
Zaledwie pochód ze sztandarem uszedł 15–20 kroków, jak z bramy ulicy Bagno i rogu placu Grzybowskiego wypadło 70–80 policjantów, wśród których rozległa się komenda pomocnika komisarza: „Szaszki won” [Szable w dłoń]. Nad czarną chmarą policjantów momentalnie zabłyszczały w powietrzu gołe szable. Policjanci rzucili się pędem w stronę czerwonego sztandaru, lecz zwarta masa, która znalazła się między sztandarem a policjantami, powstrzymywała ich bieg. Policjanci, grożąc szablami, torowali sobie drogę do sztandaru, który też posuwał się w stronę napastników.
Warszawa, 13 listopada
Bronisław Żukowski, Pamiętnik bojowca, [w:] „Niepodległość”, t. I, październik 1929 – marzec 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
O godz[iny] 8.00 cały plac Grzybowski i poboczne ulice jego były przepełnione publicznością robotniczą i młodzieżą tak, że trudno było przejść trotuarem. A od godziny 7.00 wszystkie podwórza domów prywatnych na placu Grzybowskim i ulicach położonych obok niego, były już przepełnione żandarmami konnymi i pieszymi oraz policją. Lecz naród ze wszystkich stron miasta i spoza miasta wciąż napływał na plac Grzybowski tak, że wszelkie usiłowania policji rozpędzania publiczności na placu Grzybowskim i przyległych ulicach spełzły na niczym. Na pytanie policji: „Po co tu przyszli?” — odpowiedziano: „Do kościoła, pomodlić się Bogu”. — „To tylko ten jeden kościół jest do modlenia się, żeście się tu wszyscy zebrali?” — „Każdy idzie do swojej parafii, a nie cudzej.” — „To cała Warszawa należy do parafii kościoła Wszystkich Świętych?” W końcu pomocnik komisarza VIII cyrkułu [komisariat policji carskiej] wszedł na schody kościelne i przemawiał do zgromadzonych, aby się rozeszli, jeżeli chcą uniknąć trzymiesięcznego więzienia albo kary 3000 rubli — naturalnie bez żadnego skutku. O godz[inie] 11.30 był zatrzymany ruch tramwajowy i kołowy na ulicach obok placu Grzybowskiego i na samym Grzybowie.
O godz[inie] 12.00 wszedłem na schody kościelne, aby się przekonać, jaka liczba narodu napłynęła do wzięcia udziału w manifestacji. Gdym spojrzał na plac Grzybowski i na ulice wpadające do niego, byłem najmocniej przekonany, że przybyło od 80 000 do 100 000. O godz[inie] 12.15 publiczność zaczęła wychodzić z kościoła, pytając: — „Kiedy to się zacznie? Przecież już czas?”. Wszystkie balkony i okna były przepełnione ciekawymi, którzy nie spuszczali lornetek od oczu ani na chwilę, pilnie oglądając falujące masy manifestantów. Kto tylko z manifestantów posiadał zegarek, to go trzymał przed oczami, oczekując pierwszej godziny. Kierownicy manifestacji zauważyli, że cała masa manifestantów ogromnie się niepokoi i szemrze, że długo nie widać czerwonego sztandaru, i że już pora, aby pochód manifestacyjny ruszył w oznaczone miejsce, tj. w ulicę Bagno.
Warszawa, 13 listopada
Bronisław Żukowski, Pamiętnik bojowca, [w:] „Niepodległość”, t. I, październik 1929 – marzec 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Po pierwszej stronie schodów kościelnych, zaraz przy wyjściu z kościoła, zwarła się ścisła grupa 60 uzbrojonych w rewolwery bojowców. Naraz podeszła do nich siostra Okrzei, wyciągnęła spod bluzki niewielki czerwony sztandar i wsadziła go pod palto tow. „Zdunowi”. Wówczas rozległ się głos tow. Nejmana: „Płachta do góry” i cała masa zamilkła. Zapanowała grobowa cisza. Obok „Zduna” stanęli: Okrzeja, siostra jego, Bladzik, „Szczerbaty” itd. Wśród ciszy przy „Zdunie” rozległ się śpiew „Warszawianki”. Przy pierwszych jej słowach cała masa zdjęła kapelusze z głów i zaczęła falować, przysłuchując się, z której strony dolatują dźwięki „Warszawianki”. W tej chwili ukazał się nad głowami „Zduna” i Okrzei niezbyt wielki czerwony sztandar z napisem „PPS”. „Precz z wojną i caratem.” „Niech żyje Wolny Polski Lud!” Na widok czerwonego sztandaru cała masa rzuciła się ku niemu, zgarniając za sobą i niechcących wziąć udziału w manifestacji.
Warszawa, 13 listopada
Bronisław Żukowski, Pamiętnik bojowca, [w:] „Niepodległość”, t. I, październik 1929 – marzec 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
O godzinie 2.30 [14.30] przyjechał przed kościół policmajster [Karl] Nolken i mówił do więźniów w kościele: „Dlaczego nie chcecie wychodzić z kościoła?”. Odpowiadano, że z obawy bicia ze strony policji. Nolken rozmawiał dość długo z księdzem i znów zwrócił się do więźniów: „Wychodźcie, nikt was bić nie będzie!”. Gdy paru ludzi wyszło, policja ich biła zaraz na schodach w najokrutniejszy sposób. „Daję wam słowo honoru, że nikt was bić nie będzie, wychodźcie!” — powtarzał Nolken. Wówczas naród zaczął wychodzić w obecności Nolkena i księdza, który wychodzących błogosławił. Wyszło ze dwieście ludzi, którzy zostali otoczeni przez wojsko, kozaków i policję.
[...] Nolken kazał zamknąć drzwi kościelne, aby pozostali w kościele nie widzieli tego widowiska. Wypuszczonych niby formowano w szeregi, aby przy tej sposobności móc się pastwić nad nimi. W liczbie wyprowadzonych z kościoła było do 80 dzieci, lat od 6 do 10 i około 30 starych nędzarzy, którzy prosili o jałmużnę przed kościołem. Kobiety ciągnięto w szeregi za włosy, kopano nogami, bito kolbami..., dzieci kopano w twarz, piersi i gdzie popadło. Bito kolbami, płazem szabli, kopano nogami... każdego, kto tylko był pod ręką. I tak pastwiono się nad nimi przez całą drogę, aż wpędzono ich na podwórze ratuszowe. W ten sam sposób przeprowadzono wszystkich aresztowanych w kościele na podwórze ratuszowe, gdzie ich trzymano przez całą noc. Ostatnia partia była przeprowadzona o godz[inie] 22.30 wieczór.
Warszawa, 13 listopada
Bronisław Żukowski, Pamiętnik bojowca, [w:] „Niepodległość”, t. I, październik 1929 – marzec 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Wszystkich aresztowanych w kościele było 600. Gdy już wszystkich wyprowadzono z kościoła, urządzono w nim ścisłą rewizję, podczas której znaleziono 14 rewolwerów. Gdy po mieście rozeszła się wiadomość o ludziach aresztowanych w kościele, wtedy niemal cała ludność Warszawy wyległa na ulice i każdy starał się podejść jak najbliżej placu Grzybowskiego. Wszystkie ulice przepełnione były wojskiem wszelkiej kategorii, które groziło i rozganiało gapiów. Żołnierze spełnili rozkaz i od tych salw padło trupem na miejscu 8 przechodniów, w tej liczbie jeden członek PPS dzielnicy „Praga” [...]. Pod kościołem policja zabiła dwie staruszki żebraczki i jedno dziecko. Wszystkiego było zabitych ze strony publiczności 11 osób. Trupy policja pozwoziła do bramy VIII cyrkułu i kazała przypatrywać się im publiczności. Ze strony policji było zabitych 3 i 14 rannych. Wieczorem sprowadzono na plac Grzybowski dwie armaty polowe.
Warszawa, 13 listopada
Bronisław Żukowski, Pamiętnik bojowca, [w:] „Niepodległość”, t. I, październik 1929 – marzec 1930, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Napisaną odezwę rano w sobotę 28 stycznia 1905 r. zawiozłem do Warszawy na Wilczą pod nr 63 do znajomego studenta wydziału górniczego Politechniki Warszawskiej — Jana Lickindorfa, którego żona Maria [...] szybko przepisała odezwę na maszynie. [...] Odbiliśmy około 40 sztuk na hektografie. Paczkę odezw odwiozłem do cukierni na rogu Marszałkowskiej i Nowogrodzkiej, gdzie czekała już na nie tow. Janina Sikorska [...]. Dorożkę, którą Sikorska jechała do warsztatów kolejowych (na Nowym Bródnie), siedmiokrotnie zatrzymywały strajkujące tłumy, wyległe na ulicy, zmuszając p. S[ikorską] do ciągłego wysiadania. Mimo tych przeszkód p. Sikorska w porę dobiegła do portierni Głównych Warsztatów Kolejowych na Nowym Bródnie, gdzie była gorąco oczekiwana przez Józefa Zaleskiego i oddała mu odezwy.
Po otrzymaniu odezw Sternet i Zaleski natychmiast dali sygnał gwizdkiem i warsztaty stanęły. Po wysypaniu się tłumu robotników z warsztatów i po wyjściu do nich naczelnika inż. Kowalewskiego (Rosjanina) była mu odczytana przez Sterneta odezwa z żądaniami.
Strajk się rozpoczął.
Warszawa, 28 stycznia
Kartka z dziejów strajku kolejowego w r. 1905, [w:] „Niepodległość”, t. XIII, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Nazajutrz rano obudziły mnie strzały. Przed domem przy ulicy Sosnowej nr 1 leżał jakiś zabity człowiek. Jak się okazało, patrol wojskowy bez ostrzeżenia dał salwę do gromadzącego się tłumu. Wyszedłem na miasto około 11.00. [...] Na ulicach po sprowadzeniu wojska panowała taka atmosfera terroru, że o wielkich manifestacjach nie podobna było marzyć. Na rogu Trębackiej stało wojsko z karabinami maszynowymi, które widziałem wówczas po raz pierwszy w życiu.
Nagle jakiś tłum wtargnął na Nowy Świat i zaczął rabować sklepy — zwłaszcza rosyjskie [...]. Widać było od pierwszego wejrzenia, że jest to tłum niezorganizowany. Byli tam ludzie, którym się wydawało, że jest to czyn patriotyczny i ci w ten sposób tłumaczyli swój postępek, powołując się między innymi na zamazywanie w całym mieście, poczynając od soboty, szyldów i napisów rosyjskich. Do tłumu przyłączyły się jednak gromady mętów społecznych i zawodowych rzezimieszków. [...]
Gdy skręciłem na Chmielną, rozległ sie krzyk, a po chwili środkiem ulicy poczęli uciekać różni ludzie, z których kilku trzymało w ręku skradzione buty. Za nimi dążył w cwał oddział lejb-gwardii z dobytymi szablami. Chciałem wejść do bramy, ale wszystkie bramy z rozkazu policji były zamknięte przez stróżów. Po przebiegnięciu huzarów wszystko na chwilę się uspokoiło.
Nagle, gdy już ulica opustoszała, wpadło w ulicę Chmielną jeszcze dwóch huzarów na koniach. Jeden z nich wymachiwał szablą na prawo i lewo, szukając urojonego wroga. W ostatniej chwili, mając zamkniętą bramę, wcisnąłem się we framugę koło rynny i w ten sposób uniknąłem niechybnej śmierci, gdyż huzar ciął straszliwie. [...] Szabla świstała o jeden cal nad głową. Huzar chciał poprawić cios, ale koń uniósł go szybko. Wycofałem się szybko z tej ulicy, która stałą się istną pułapką i wróciłem na obiad do domu.
Warszawa, 29 stycznia
Wspomnienia z „krwawej niedzieli” 29.01.1905 r., [w:] „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, nr 4/12, październik–listopad–grudzień 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Między 3[.00] a 4[.00] wyszedłem z domu. Już szarzało. Na ulicach było ciasno. Gdzieś na peryferiach miasta manifestowali robotnicy, ale na ulicach śródmieścia wróg panował niepodzielnie. Bezustannie krążyli ulicą Marszałkowską na przemian ułani, kozacy, dragoni i huzarzy.
Publiczność śródmieścia nie wychylała nosa ze swych mieszkań. Warszawa była w ręku wojska rosyjskiego.
Gdy idąc Marszałkowską od Złotej, zbliżyłem się do Chmielnej, nagle zauważyłem na rogu Chmielnej i Marszałkowskiej dwóch robotników z noszami. Podszedłem i ze zgrozą zobaczyłem na noszach zwłoki zabitego Karola Dzierzbickiego. Od niosących dowiedziałem się, że mój kolega zginął na rogu Chmielnej i Brackiej od kuli kozackiej.
Robotnicy wiedzieli już, dokąd mają nieść zwłoki — do mieszkania rodziny Dzierzbickich przy ulicy Marszałkowskiej 56. Przyszedłem im z pomocą w tej ciężkiej i bolesnej powinności. Po drodze nie zaczepił nas nikt z wojska ani z policji. Spotykaliśmy się natomiast ze strony publiczności z objawami gorącego współczucia. Jakaś sprzedawczyni gazet podeszła, a zobaczywszy mundur studencki, zaczęła głośno zawodzić: „O mój Boże! Taki młody! Taki wykształcony! Strzelają, zabijają te psubraty!”. [...]
Wracałem z mieszkania Dzierzbickich pełen przygnębienia. [...] Tu i ówdzie na bocznych ulicach widać było łunę. To robotnicy PPS-owcy niszczyli, a czasem i podpalali rządowe sklepy monopolowe, wylewając wódkę na bruk. Już się dobrze ściemniło. Ciemności uliczne były rozjaśniane jedynie przez ogniska, jakie na rogach niektórych ulic rozpalali kozacy, ratując się przed dotkliwym mrozem. [...] Gdy się rozległy pieśni kozackie, tak nie licujące z tragizmem tej strasznej doby, miało się wrażenie, że jest się gdzieś na pograniczu Azji, a nie w Warszawie, tak do niedawna wesołej i beztroskiej.
Warszawa, 29 stycznia
Wspomnienia z „krwawej niedzieli” 29.01.1905 r., [w:] „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, nr 4/12, październik–listopad–grudzień 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Po południu musiałem z Lipowej przedostać się na drugi kraniec miasta na Księży Młyn do domów familijnych Scheiblera. W mieście trwała nieustanna strzelanina. Oddziały wojska strzelały wzdłuż prostych i długich ulic łódzkich. Ostrzeliwano okna domów mieszkalnych. Na rogu ul. Lipowej i Andrzeja, o kilka kroków ode mnie, pada kobieta przebita kulą. Wydaje ona tylko krótki, bolesny krzyk i trup jej pada na środku ulicy. W kilku wnosimy ją do bramy. Idę dalej. Na rogu ul. Andrzeja i Długiej widzę rozbity sklep monopolu wódczanego. Okna wywalone, drzwi tak samo, wewnątrz szafy i półki rozbite i poprzewracane. W sklepie i na ulicy pełno szkła od rozbitych butelek, a zapach rozlanej wódki roznosi się wokoło. Dochodzę do Wólczańskiej. Słychać strzały i świst kul. Kto tylko był na ulicy, chował się w bramach domów; po chwili przechodził tędy oddział żołnierzy z karabinami gotowymi do strzału, pod dowództwem oficera. Gdy oddział przeszedł, ruszyłem znowu dalej.
Łódź, 23 czerwca
Henryk Bitner, Rok 1905 w Łodzi, „Z pola walki”, nr 11–12, Moskwa 1931, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Zaimprowizowano zebranie na wzgórzu. Przyszli socjaliści [Polska Partia Socjalistyczna], przyszła i Narodowa Demokracja, z inteligencją miejscową i starym działaczem, chłopem Poniatowskim na czele. Endecy przemawiali hamująco, przestrzegali przed rozpętaniem ruchu. Prawili dużo o jedności narodowej. Świetnie się rozprawił z nimi Daniłowski, który dowodził, że jedność działania rewolucyjnego jest najlepszą formą jedności narodowej. „Patrz — mówił — jak wszystko w kraju stanęło na jedno skinienie, gotowe do walki z caratem. Do takiej jedności czynu was wzywamy.”
A potem przemawiał [Stefan] Żeromski. [...] Gromił ugodę i słabość, nawoływał do ofiarnego czynu. Przypominał, że masy pracujące — robotnicze i chłopskie — są narodem, a poza tym narodem pozostanie tylko garstka zdrajców i zaprzańców. „Kto chce walki o niepodległość i lepszą przyszłość narodu, ten pójdzie z nami — za czerwonym sztandarem!”
I tłum za przewodem Żeromskiego opuścił wzgórze, śpiewając „Czerwony Sztandar” […]. Na wzgórzu pozostała mała garstka zwolenników Narodowej Demokracji.
Nałęczów, 1 listopada
Jan Krzesławski, Stefan Żeromski podczas rewolucji 1905 roku, „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, t. III, nr 1 (9), styczeń–luty–marzec 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
29 listopada w domu Żeromskich obchodzono rocznicę listopadową. Żeromski prosił mnie o wygłoszenie historycznego odczytu. Pokój, przedsionek, krużganki były zapełnione chłopami. Żeromski wygłosił najpierw krótkie przemówienie, następnie odczytał z namaszczeniem manifest Towarzystwa Demokratycznego, po czym udzielił mi głosu. Na sali zapanował nastrój rewolucyjny. Wreszcie znany działacz ludowy Kazimierz Dulęba [...] zaintonował pieśń Armaty pod Stoczkiem, zmieniając ją trochę. [...] „My, chłopi, nie znamy wiedeńskich traktatów...”
Tłum włościański, złożony z paruset PPS-owców i ludowców z okolicy, podchwycił tę pieśń przy pierwszej strofie. Później odśpiewano Czerwony Sztandar.
Nałęczów, 29 listopada
Jan Krzesławski, Stefan Żeromski podczas rewolucji 1905 roku, „Kronika Ruchu Rewolucyjnego”, t. III, nr 1 (9), styczeń–luty–marzec 1937, [cyt. za:] Z rewolucyjnych dni. Wspomnienia 1904–1907, oprac. Aleksander Kozłowski, Warszawa 1963.
Przyjechałem do Moskwy 12 grudnia 1905. Powstanie zostało już stłumione, ostatnie jego ognie na Krasnej Priesni wygasły. Nad miastem zamarłym w przerażeniu zawisł stan oblężenia.
Mróz. Zwały śniegu. Latarnie potłuczone. Żadnego światła ulicznego.
[...] Musiałem zabawić w Moskwie parę dni dla załatwienia spraw paszportowych. Trzeba było uzyskać odpowiednie wizy, podpisy, stemple, zaświadczenia. [...] A przybyłem do Moskwy bynajmniej nie jako spokojny, beztroski wojażer. Uchodziłem z Kimr, miejscowości nadwołżańskiej, leżącej na przeciwnym brzegu Dmitrowa, końcowej stacji kolejowej z Moskwy. Przez ostatnie dwa miesiące stałem tam na czele oddziałów milicji rewolucyjnej i rządziłem okolicą przy pomocy sformowanego sztabu.
Moskwa, 12 grudnia
Adam Uziembło, Komunia czynu, „Karta” nr 47/2005.
Nadeszła chwila stanowcza... Przeszło siedem tygodni minęło od chwili, gdy zbroczony krwią robotniczą, przyparty do muru carat, chcąc choć na chwilę uratować swą władzę, wydał sławetny, oszukańczy, obliczony na łatwowierność ludu Manifest 30 października. W ciągu ubiegłych siedmiu tygodni to wszystko, co lud w drodze walki zdobył, rząd starał się obrócić wniwecz. Nietykalność osobista, wolność słowa, zgromadzeń i związków pozostały na papierze, a carat po dawnemu rozstrzeliwał, mordował i więził ludzi, pisma konfiskował i zawieszał, zgromadzenia rozpędzał siłą zbrojną, do tworzenia się związków nie dopuszczał, a na wszelkie protesty miał jedyną odpowiedź: kule, bagnety i nahaje, których nigdy dla ludu robotniczego nie żałował. [...]
Następuje chwila przełomowa. Przypuszczamy ponowny szturm do twierdzy caratu. Wytężmy wszystkie siły, aby ten szturm był ostatni. Do walki, towarzysze! Niech cały proletariat jak jeden mąż powstanie, by skruszyć kajdany! Do strajku, robotnicy! Niech na każdym polu pracy grobowa zalegnie cisza, niech ustanie wszelki ruch, niech staną wszystkie fabryki, warsztaty. Jednocześnie z proletariatem Polski do walki tej występuje proletariat całej Rosji.
Towarzysze! Przystępujemy do walki decydującej. Hasłem naszym w walce tej jest obalenie caratu, zaprowadzenie ludowych rządów rewolucyjnych i zwołanie do Petersburga i Warszawy zgromadzeń ustawodawczych, wybranych przez lud bez różnicy płci, wyznania i narodowości na podstawie powszechnego, równego, bezpośredniego i tajnego głosowania. W imię tych haseł rozpoczynamy strajk powszechny.
W ostatniej chwili otrzymaliśmy wiadomość o ponownym wprowadzeniu stanu wojennego. Rząd mobilizuje wszystkie swoje siły. Następuje chwila stanowcza, atak ostateczny. [...]
Do walki więc, towarzysze! Do walki o wolność! Niech żyje strajk powszechny! Niech żyje rewolucja!
Warszawa, 22 grudnia
Archiwum Zakładu Historii Partii 11/II/8 poz. 31, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Trzydzieści lat ciągłej a nieustannej walki pod sztandarem socjalizmu wydało pożądany plon. Rząd carski, który się dotąd utrzymywał przy władzy siłą brutalną, fałszem, szalbierstwem, stanął na brzegu przepaści, w którą lada chwila runie. [...]
Chwila to przełomowa. Bierność w takiej chwili jest zbrodnią. Wszystkie sfery społeczeństwa winny wziąć udział w tej walce, pomnąc, że w chwili rewolucji, kto nie z nami, ten przeciwko nam.
I Przystąpić do powszechnego w całym kraju strajku.
Niech staną wszystkie fabryki, zakłady przemysłowe, warsztaty, wszystkie koleje, telegrafy, telefony i inne środki komunikacji, tramwaje i w ogóle ruch kołowy. [...]
II Odmawiać płacenia wykupnych i wszelkich innych opłat skarbowych.
Żądać przy wszystkich transakcjach i przy wypłacaniu zarobków i pensji wypłaty w złocie, a przy sumach niżej pięciu rubli — w brzęczącej monecie pełnej wagi. [...]
III Odmawiać pełnienia powinności wojskowej.
Rekruci nowo zaciężeni oraz, w razie powołania, rezerwiści nie stawiają się do wojska. W razie gwałtu i przymusu uzbrojeni obywatele stają w obronie napastowanych. [...]
IV Dla obrony życia i mienia obywateli od napaści jeszcze posłusznego caratowi wojska, policji i rabusiów organizuje się milicja i samoobrona w każdym domu.
V Po wsiach i miastach ustanawia się samorząd rewolucyjny, a wraz z tym usuwa się wszystkich urzędników mianowanych przez carat, a na ich miejsce lud rewolucyjny mianuje nowych.
Więzienia, po wypuszczeniu na wolność więźniów politycznych, przechodzą pod zarząd nowo mianowanych przez lud rewolucyjny urzędników. [...]
VI Konfiskacie ulegają kasy państwowe, wszelka własność rządu carskiego, dobra państwowe, dobra cara i jego rodziny, majoraty oraz fabryki zamknięte przez fabrykantów w celu ogłodzenia pracujących.
VII Każdy obywatel wsi i miasta ma być opodatkowany na rzecz rewolucji. [...]
Manifest powyższy wykonany będzie przez ogół obywateli. Wykonany być musi przez ogół, albowiem ogół organizuje w sensie walki rewolucyjnej.
Będzie też wykonany przez żołnierzy w niewoli carskiej pozostających. [...] Żołnierze z bronią w ręku znajdą się w szeregach walczącej rewolucji. A gdy stanie jedność ludu i żołnierzy — nie ma już caratu!
26 grudnia
„Robotnik”, nr 68, z 26 grudnia 1905.
Towarzysze!
Odbyty niedawno IX Zjazd PPS doprowadził do rozłamu w łonie naszej partii. Rozłam ten jest przedstawiany w zupełnie fałszywym świetle przez ludzi, którzy wystąpili z łona naszej organizacji i przybrali miano „Rewolucyjnej Frakcji PPS”. Ludzie ci twierdzą, że wynikł on skutkiem sprzeczności pomiędzy taktyką rewolucyjną, której rzecznikami są rzekomo oni, a taktyką pokojową, którą jakoby chce stosować większość naszej partii. Tak nie jest. Zgoła nikt w łonie naszej partii nie chce zaniechania ostrej walki rewolucyjnej.
Różnice polegają na pojmowaniu tej walki. Zasadniczą przyczyną rozłamu jest przeciwstawienie się dwóch kierunków ideowych: radykalno-patriotycznego, podszywającego się pod socjalizm, i szczerze socjalistycznego. Pierwszy chce, aby ruch proletariatu polskiego zerwał więzy łączące go z ruchem ogólnorosyjskim i puścił się na drogę zbrojnych zapasów z caratem, bez oglądania się na sytuację w całym państwie. Drugi chce podtrzymywać jak najściślejszą łączność z ruchem rewolucyjnym państwa rosyjskiego, mniemając, że dla proletariatu polskiego bez współdziałania proletariatu całej Rosji nie ma widoków zwycięstwa. […]
Towarzysze! […]
Dla ludzi ciemnych ta partia jest najlepsza, która najwięcej obiecuje. Frakcja Rewolucyjna gotowa jest obiecać cuda: gotowa podjąć się pobicia armii carskiej bez rewolucji w Rosji i odbudowania Polski „własnymi siłami”. My cudów nie obiecujemy […]. Mówimy jasno i otwarcie: bez rewolucji w Rosji niepodobieństwem jest zadać caratowi cios stanowczy w Polsce.
Warszawa, 30 listopada
PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, t. I: 1906–1910, Warszawa 1961.
Towarzysze!
Dnia 27 listopada Warszawski Komitet Robotniczy powziął 8 głosów przeciwko 4 następującą uchwałę:
„WKR, wysłuchawszy sprawozdania ze Zjazdu i sprzecznych informacji udzielanych mu przez przeciwników Zjazdu, stwierdza, że IX Zjazd nie był frakcyjnym, lecz był normalnym Zjazdem partyjnym i uchwały jego są obowiązujące dla wszystkich członków partii.”
Towarzysze! Wystąpienie grupy członków ze zjazdu i ogłoszenie się przez tę grupę za Frakcją Rewolucyjną już samo przez się rzuca światło na całą sprawę.
Zjazd, zwołany zgodnie z Ustawą partyjną, składający się z wybranych przez ogół towarzyszy przedstawicieli, jest najwyższą władzą partyjną. Grupa członków tego zjazdu, nie zgadzająca się z powziętymi na zjeździe uchwałami, mogła była, zgodnie z Ustawą, zażądać zwołania nowego zjazdu dla ponownego rozpatrzenia powziętych uchwał. Nie zrobiła tego, ogłosiła się za Frakcję, zagarnęła majątek partyjny, wybrała swój Komitet Centralny, naznaczyła Komitet Warszawski, wreszcie posunęła się tak daleko, że ośmieliła się wydać nr 200 Robotnika, a po tym wszystkim członkowie tej Frakcji, nachodząc nasze zebrania i tumaniąc mniej świadomych towarzyszy, odważają się twierdzić, że nie chcą oni rozłamu, że należą w dalszym ciągu do jednej i tej samej partii. [...]
Towarzysze! Zdrowy rozum wskazuje, że nie można, będąc w jednej i tej samej partii, słuchać rozporządzeń dwóch centralnych komitetów lub dwóch warszawskich komitetów robotniczych, że nie można, będąc w partii, wydawać pism i odezw potępiających jej działalność. Ci, którzy czyniąc to, usiłują was przekonać, że dążą do utrzymania jedności w partii, że są jeszcze i chcą nadal pozostać jej członkami, bałamucą was. Chcą oni w ten sposób zyskać posłuch wśród mas, chcą uzyskać sobie wstęp do naszych zorganizowanych szeregów, by móc wnosić w nie rozłam i dla Frakcji swojej zdobywać zwolenników. [...]
Nie możemy pozwalać na próby nieliczenia się w naszych wystąpieniach rewolucyjnych z całością ruchu rewolucyjnego w Rosji, bo zwycięstwo dla nas może być tylko we wspólnej walce z caratem.
Nie możemy tworzyć tajnego wojska dla zdobycia niepodległej Polski, nie możemy jedynie dla utrzymania owej zakonspirowanej armii mordować żołnierzy.
Natomiast będziemy prowadzić energiczną akcję terrorystyczną, wymierzoną przeciwko szkodliwym jednostkom rządowym, będziemy usuwać z drogi masowego ruchu wszystko, co tamuje jego rozwój. [...]
Niech żyje rewolucja!
Niech żyje socjalizm!
Warszawa, 7 grudnia
Biblioteka Narodowa Druki ul. A I 1(342), [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Towarzysze! Robotnicy!
[...] Robotników wieszają i mordują setkami. Robotnikami zapełniają więzienia i etapy. Dawno zapomniane szlaki emigracji polskiej — na wschodzie i zachodzie — zaroiły się tłumami wygnańców-robotników. Na robotników wreszcie pada najcięższe brzemię kryzysu i braku pracy [...].
Z osłabienia klasy robotniczej skorzystał przede wszystkim rząd carski. Rzucił się z zapamiętałą wściekłością i nienawiścią na śmiertelnych swych wrogów — na proletariat. Mści się... Za rządem i ręka w rękę z nim poszli fabrykanci, poszła cała burżuazja. [...] Samowładca łódzki Kaznakow rozstrzeliwa ludzi bez sądu, setkami więzi i wysyła. Odbywa narady z fabrykantami, którzy kieszeń swą, szczelnie zamkniętą dla robotników, szeroko otwierają dla niego. Niby to dla walki z bandytyzmem ofiarowują setki tysięcy rubli na powiększenie policji [...].
Sterroryzowany, osłabiony przez nieustanne walki trzyletnie, a jeszcze bardziej przez działalność organizacji „narodowych” i „chrześcijan” — robotnik łódzki milczy i pokornie poddaje się ukazom Kaznakowa. Fabrykanci zacierają ręce z radości i zaczynają się szykować do walnego ataku. [...]
Za Łodzią idzie Warszawa, pójdzie niezawodnie kraj cały. Skałon naśladuje Kaznakowa. Już od pewnego czasu każdy strajk, każda próba stawiania żądań powoduje masowe areszty wśród kierowników ruchu strajkowego. [...]
Wreszcie Skałon [rosyjski generał-gubernator Warszawy] ogłasza ukaz zakazujący wszelkich narad robotniczych po fabrykach, uniemożliwiający wszelką działalność partii robotniczych, wszelką samoobronę. Ze wzrostem represji zaczynają się też „ruszać” fabrykanci warszawscy. [...]
[...] Będzie coraz gorzej! Musimy to wypowiedzieć otwarcie; jeżeli robotnicy nie otrząsną się z odrętwienia, [...] szybko powrócą dawne, tak miłe sercom fabrykanckim czasy!
Zapobiec dalszemu szerzeniu się reakcji, dalszemu wzmaganiu się ucisku możemy my sami, towarzysze! [...] Pokażmy, że solidarność nasza, opór i zaciętość w walce posiadają nie kruchość szkła, lecz hart stali. [...] Skałon zakazuje nam narad zbiorowych — odpowiedzią na to niech będą tysiące narad i wieców fabrycznych! Niech we wszystkich fabrykach w kraju rozlegnie się potężny okrzyk protestu, niech zobaczą zbiry, że śmieszne ich zarządzenia, bezsilne, by nam przeszkodzić... Aresztują nas gromadnie po fabrykach — niech każdy areszt wywoła protest i wrzenie, niech każdy aresztowany ma pewność, że towarzysze pracy nie zapomną o nim i o jego rodzinie! [...]
Robotnicy! Chwila jest groźna i poważna! Do oporu, do protestu, do walki!
Warszawa, 30 listopada
Archiwum Zakładu Historii Partii 14/II — 1907/1, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Normalny dalszy rozwój ruchu robotniczego został zagrożony... Kwestią życia lub śmierci staje się potrzeba odbudowy, potrzeba nowych, twórczych wysiłków dla odnowy całego życia partyjnego. Najpilniejszym zadaniem chwili jest ocknienie, ożywienie naszej organizacji, wkroczenie na szeroką drogę życia partyjnego, na drogę utartą przez ruch robotniczy Europy zachodniej, stworzenie tego ruchu. [...]
Najgłówniejszą zdobyczą rewolucji [...] jest niewątpliwie masowość naszego ruchu i jawność życia organizacyjnego. Te dwie strony stanowią podstawę nowoczesnego ruchu robotniczego w ogóle, są najcharakterystyczniejszą cechą nowożytnej polityki partii socjalistycznych. Muszą i dla nas stać się podstawą wszelkiej przyszłej pracy organizacyjnej. Pomimo nielegalnego istnienia nie możemy się dziś cofać do okresu przedrewolucyjnego. Powrót do podziemi — to śmierć. Musimy wyjść na światło dzienne, musimy żyć jawnym, szerokim życiem, musimy je zdobyć... [...]
Żywotność partyjnego życia polega [...] na bezpośrednim, jak najściślejszym zespole z masowym ruchem, z całokształtem życia robotniczego. Praktyczne zadanie, leżące na organizacji, a wynikające z powyższego, będzie, aby ogół towarzyszy zrzeszonych w koła partyjne brał czynny udział we wszystkich przejawach życia publicznego i partyjnego, co wymaga przede wszystkim stałego, systematycznego zbierania się tych kół dla omawiania spraw bieżących, organizacyjnych i politycznych, dla dyskusji nad sprawami taktyki i polityki partyjnej. [...]
Każde koło organizacyjne powinno regularnie się zbierać i mieć pośród siebie swego przewodniczącego, sekretarza, skarbnika i kolportera [...]. Na zebraniach kół omawia się wszystkie sprawy przekazane przez komitety dzielnicowe czy lokalne i uchwala wnioski w tych sprawach. [...]
Nerwami i mózgiem partii stać się musi [...] prasa partyjna, która pozostać musi nielegalna przynajmniej w swej części politycznej póty, póki proletariat nie wywalczy warunków legalnego istnienia dla swej partii i swojej prasy. [...] Fundusze swe partia socjalistyczna może czerpać jedynie z drobnych ofiar robotniczych. Pomimo kryzysu, pomimo obarczania proletariatu wielorakimi składkami, pomimo konieczności wspierania tysięcy aresztowanych towarzyszy i ich rodzin — podatek partyjny musi regularnie wpływać do kas partyjnych. [...]
Ofiarna, energiczna i samodzielna praca oraz regularne składanie podatku partyjnego — oto czego dziś żądamy od wszystkich bez wyjątku członków naszej organizacji [...].
Warszawa, 18 grudnia
Archiwum Zakładu Historii Partii 14/II — 1907/12, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Szanowni Towarzysze!
Zmuszeni jesteśmy zająć Waszą uwagę sprawą stosunku Waszej partii do nas.
W roku 1904 partia Wasza, uchwaliwszy moralny sojusz z PPS, jednocześnie uznała za swój obowiązek współdziałanie zjednoczeniu socjalistycznemu w Królestwie; kiedy w końcu 1906 r. grupa delegatów na IX Zjazd PPS Zjazd ten opuściła i ukonstytuowała się jako odrębna partia pod nazwą Frakcji Rewolucyjnej PPS, Egzekutywa Waszej partii ogłosiła publicznie neutralność wobec „obu frakcji dawnej PPS”. Neutralność taką ogłosiła również redakcja „Naprzodu” .
W rzeczywistości organa wykonawcze partii Waszej neutralność na każdym kroku łamały, służyły wyłącznie i jedynie Frakcji Rewolucyjnej, z nami zaś prowadziły systematyczną walkę.
Zarzucamy Waszemu organowi centralnemu, że fałszywie Was informował o sprawach Królestwa, że w szczególności dawał obraz ruchu socjalistycznego pełen luk i spaczeń [...].
Centralny organ Waszej partii rozstrzygał po swojemu i kategorycznie wszystkie najtrudniejsze i najbardziej sporne sprawy taktyczne naszej rewolucyjnej walki. [...] Kiedy wszystkie organizacje w Królestwie (PPS, SD i Bund), z wyjątkiem jednej Frakcji, brały udział w wyborach, „Naprzód” piętnował tę taktykę jako „bałamutną”. [...]
Nie wydrukował i zlekceważył protest nadesłany przez łódzki komitet naszej partii z powodu lekkomyślnie zamieszczonego w „Naprzodzie” oskarżenia całego proletariatu łódzkiego o bandytyzm i nawoływania wszystkich partii socjalistycznych w Łodzi do rozwiązania swoich organizacji, jakoby zagrożonych zarazą bandytyzmu. [...]
Na jedno jeszcze musimy położyć nacisk. Nie idzie nam o przenoszenie naszych sporów programowo-taktycznych do Was. Wprost przeciwnie. Idzie właśnie o to, żebyście Wy, jako partia, sporów tych Waszym w nim udziałem nie zaogniali.
Zależy nam na bratnim sojuszu z partią Waszą, ale na sojuszu rzeczywistym, nie fikcyjnym. A warunkiem naczelnym rzetelności tego sojuszu jest, żebyście, jako partia zjednoczona, obejmująca wszystkie żywioły socjalistyczne w zaborze austriackim, zachowywali zupełną neutralność i bezstronność w stosunku do wszystkich prądów programowych i taktycznych w Królestwie.
Warszawa, 31 maja
Archiwum Zespołu Historii Partii 14/II — 1908/5, [cyt. za:] PPS-Lewica 1906–1918. Materiały i dokumenty, red. Feliks Tych, t. I, 1906–1910, Warszawa 1961.
Towarzysze! […]
Najazd rosyjski zagraża Polsce w dalszym ciągu, klasy posiadające pragną w swoje tylko ręce ująć władzę w kraju, ugoda moskalofilska występuje energicznie przeciwko niepodległości. […]
Towarzysze! Robotnicy! Przez dwadzieścia lat, podczas gdy w całym kraju panowała reakcja, martwota i ugoda, staliście wiernie przy sztandarze czerwonym w walce zbrojnej o Niepodległość i prawa ludu roboczego, dzisiaj więc z dumnym poczuciem naszego prawa do przemawiania w Waszym imieniu oświadczamy.
1) O budowie wewnętrznej naszego Państwa, o jego ustroju społecznym i politycznym stanowić może jedynie Sejm ustawodawczy, czyli Konstytuanta, wybrana przez powszechne, równe, tajne, bezpośrednie i proporcjonalne głosowanie.
2) Gwarancją prawdziwej niezależności i trwałości Państwa polskiego powinno być uzbrojenie ludu przez powołanie do życia ludowej armii polskiej, której kadrami winny stać się Legiony i która odeprze najazd rosyjski oraz dokona wielkiego dzieła utrwalenia łączności Litwy z Polską w imię hasła „za waszą wolność i naszą” i w myśl zasady „równi z równymi”.
3) Należy utworzyć Rząd Tymczasowy, cieszący się zaufaniem mas robotniczych; w Rządzie tym nie ma miejsca dla ugodowców-moskalofilów i zawziętych wrogów proletariatu.
4) Władze okupacyjne muszą zaprzestać tłumienia życia politycznego, działalności partii, klubów, stowarzyszeń, prasy. Lud chce wolności. […]
Towarzysze! Robotnicy! Wzywamy Was wszystkich do wspólnych wysiłków i wspólnej walki. […]
Niech żyje Socjalizm!
Niech żyje Rzeczpospolita Polska Ludowa!
Niech żyje Konstytuanta!
Niech żyje Armia Ludowa!
Niech żyje zjednoczenie Polski i Litwy!
Warszawa, 6 listopada
Polska w latach 1864-1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
Towarzysze! O co ma teraz walczyć naród rosyjski? Czy o zdobycie z powrotem ziem polskich i litewskich? Czy w imię obłudnych haseł Mikołaja Mikołajewicza?
Towarzysze! Jesteśmy pewni, że Republika rosyjska utrwali się tylko w tym wypadku, gdy wyrzeknie się ziem polskich i litewskich. […]
My nie chcemy przyłączenia do jakiegokolwiek innego państwa, chcemy całkowicie niepodległego Państwa Polskiego.
Nie wierzymy Waszej liberalnej burżuazji. Nie ufamy żadnym obietnicom – czy to rządu rosyjskiego czy niemieckiego lub austriackiego. W położeniu, które wytworzyło się skutkiem wypadków wojennych, od początku tej wojny dążyliśmy niezłomnie do utworzenia niepodległego, demokratycznego państwa polskiego. Z tej drogi nic nas nie zwiedzie. Pragniemy, aby to państwo było republiką. Pragniemy, aby było czynnikiem pokoju. Dążymy do tego i walczymy o to, aby już dziś nabrało kształtów realnych. Naród polski domaga się energicznie od Niemców i Austro-Węgier, aby zaprzestały swojej polityki, sprzecznej z aktem 5 listopada, polityki nielitościwych okupantów, lecz czynem słowa swoje poparły. Ale nie chcemy, aby Wasze wojska kraj nasz z powrotem zdobywały. Nie chcemy uzależniać swoich losów od państwa rosyjskiego, jak i od innych państw. Walczymy – powtarzamy to – o pełną niepodległość.
Warszawa, 5 kwietnia
Polska w latach 1864-1918. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, pod red. Adama Galosa, Warszawa 1987.
Towarzysze! Towarzyszki!
Nigdy jeszcze położenie polskiego ludu pracującego nie było tak ciężkie jak obecnie. Nigdy bieda nie dawała się tak we znaki, jak w dzisiejszych czasach przymusowego bezrobocia, wywołanego przez barbarzyńskie zniszczenie polskiego przemysłu. Nigdy pieniądz, w krwawym pocie zarobiony, nie miał tak nikłej wartości, jak teraz, kiedy ceny regulowane są przez bandycką spółkę okupantów oraz paskarzy. I nigdy […] nie ciężyła nad nami tak srogo, tak bezwzględnie, łapa obcego zdobywcy. […]
Korzystajmy więc z każdej sposobności demonstrowania przeciwko zbrodniom okupantów. A taką sposobnością jest Święto Majowe!
Warszawa, 25 kwietnia
Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego, Materiały ze spuścizny Ignacego Peszke, rps 1744.
Ulica pusta. Szybko wchodzimy do bramy. [...] Czekamy. Z obecnych ja tylko znałem [Ericha] Schultzego. Uwaga dwóch towarzyszy skupiła się na mnie. Naraz szepnąłem przez zęby: „Uwaga! On! On! On!”. Wybiegłem z wyciągniętą bronią, gotową do strzału. Zastąpiłem mu drogę. Chwila ciszy. Spojrzeliśmy sobie w oczy. [...] Schultze zamarł — oczy zaszły mu łzami. Padł strzał. Naczelnik policji niemieckiej runął mi do nóg. Usłyszałem tylko jęk: „Herr Jesus”. W tym momencie doskoczył Trojanowski i do leżącego dał jeszcze dwa strzały. Schultze już nie żył. Znowu chwila ciszy, lecz przerywa ją głos pewnej pani: „Kaziu, bierz pieska i uciekajmy do bramy!”. To nas poruszyło.
Z opuszczoną ku ziemi bronią ruszyliśmy środkiem ulicy w stronę mostu księcia Józefa Poniatowskiego, a za nami chodnikiem Trzciński. To jeden, to drugi z przechodniów zapytywał: „Kto to, panowie?”. „Naczelnik tajnej policji niemieckiej” — odpowiadaliśmy. „To dobrze, to dobrze — dobiegały nas głosy. — Uciekajcie, panowie, w dół, pod most, tam nie ma nikogo.”
Warszawa, 1 października
Warszawa w pamiętnikach pierwszej wojny światowej, oprac. Krzysztof Dunin-Wąsowicz, Warszawa 1971.
U nas coraz bardziej Ukrainą i Rosją pachnie. Zaczynają się skrytobójstwa, od niemieckich żandarmów poczynając. Przed kilku dniami jakiegoś Schultzego zabito, który podobno Piłsudskiego był aresztował, i znów jakiegoś drugiego, ale na kim się skończy, to nie wiadomo. Mimo wszystko głębokim wstrętem napełnia mnie zawsze skrytobójstwo.
Dziś nowy gabinet mamy. Dyrektorem Komisji Wojskowej Humnicki, Ministerstwa Rolnictwa — Janicki. Cóż z tego wszystkiego będzie i jak długo ten rząd się utrzyma? Przewiduję, że bardzo niedługo.
Warszawa, 6 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki, t. 1, 1914–1932, wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1998.
Na godzinę 12.00 warszawski okręgowy Komitet Robotniczy PPS–Frakcji Rewolucyjnej naznaczył początek wielkiej demonstracji ludowej, której uczestnicy mieli formować szeregi swe na ulicy Chłodnej, między Żelazną a kościołem Karola Boromeusza. Zgodnie z tym wezwaniem, już od godziny 9.00 zaczęły napływać nieprzerwanym potokiem tłumy publiczności, która stopniowo zapełniła nie tylko ulicę Chłodną, ale i przyległe — Elektoralną, Mirowską, Waliców, Żelazną — tak że już około 11.00 dzielnica ta drgała morzem falującym głów ludzkich, tętniła rozgwarem porozumiewawczym, pulsowała wspólnym serc biciem. […] Biło południe — kilkutysięczny pochód z rogu ulicy Żelaznej ze śpiewem Czerwonego Sztandaru wyruszył […].
Jeszcze jeden pochód z inicjatywy Chrześcijańskiej Demokracji wysunął się z kościoła Wszystkich Świętych. Przewodniczył mu ksiądz Godlewski. Niesiono obrazy święte.
Warszawa, 14 października
„Przegląd Poranny” nr 252, z 15 października 1918.
Na samą wieść, że Komendant już jest, sformował się pochód. Entuzjastyczny tłum począł posuwać się Aleją Jerozolimską w kierunku Nowego Światu, wznosząc okrzyki na cześć Komendanta, przeciw okupantom i na cześć Niepodległej Polski. Z podległym mi plutonem posuwałem się na czele pochodu. Śpiewaliśmy pieśni patriotyczne, wiwatowaliśmy i domagaliśmy się niepodległości Polski. Gdy przekroczyliśmy przecznicę ulicy Brackiej, zobaczyłem skręcający w naszym kierunku tramwaj z dużą literą N, oznaczającą, że jest to wagon dla wojskowych Niemców.
Tramwaj posuwał się prosto na nas. Motorniczy widząc nieustępujący tłum — zahamował. Stojący obok motorniczego, jako ochrona, żołnierz niemiecki zaczął powoli podnosić karabin do strzału. Orientowałem się, co może zrobić strzał karabinowy oddany w gęsty tłum. Strzeliłem do Niemca. Osunął się do nóg motorniczego. Mój strzał wywołał eksplozję strzałów ze strony mego plutonu do Niemców skupionych w tramwaju.
Otaczający nas tłum rozproszył się, część leżała na jezdni, chroniąc się przed pociskami. Do plutonu mego strzelano z okien pierwszego piętra, gdzie mieścił się warszawski oddział Feldpolizei. Nakazałem wycofanie się. Opodal mnie leżał młody człowiek, bluzgając krwią z przestrzelonej szyi. Z kolegą Zawadzkim zanieśliśmy go do pobliskiego sklepu z obuwiem. Próba zatamowania krwi była beznadziejna. Zmarł na moich kolanach.
Warszawa, 10 listopada
Wiktor Tomir Drymmer, Pierwsze i ostatnie dni niepodległości Polski — rok 1918 i 1939, „Zeszyty Historyczne” nr 16, 1969.
Wypadło mi razem z Zofią Praussową prowadzić 11 listopada grupę manifestantów z Woli. Około tysiąca robotników ze sztandarem partyjnym na przedzie ruszyło ku Śródmieściu. Na rogu Żelaznej połączyliśmy się z tak samo liczną grupą z Powązek. W pochodzie prawie sami mężczyźni. Wielu z nich z ciężkimi laskami. Na czele i po bokach milicja z opaskami. Niewykluczone było napotkanie oporu i starcie. Nastrój zdeterminowany. [...]
W czasie marszu łącznik przyniósł nam wiadomość, że Piłsudski przyjechał [...]. Zdecydowaliśmy [...] przedstawić Piłsudskiemu żądania robotników. [...]
Wystąpił Tadeusz Szturm de Sztrem i powiedział, wskazując na trzymany w ręku mały sztandar Pogotowia Bojowego: „Ten oto sztandar rozwijaliśmy w akcjach Pogotowia Bojowego PPS, kontynuującego tradycje Organizacji Bojowej. Stańcie z tym sztandarem na czele całego polskiego ludu”. Piłsudski, dotychczas towarzysko uprzejmy, swobodnie rozmawiający, teraz był wyraźnie zakłopotany. Po pewnej chwili skupienia uwagi, wśród nagle zaległej kompletnej ciszy, odpowiedział: „Nie mogę przyjąć znaku jednej partii, mam obowiązek działać w imieniu całego narodu”.
Warszawa, 11 listopada
Zygmunt Zaremba, Wspomnienia. Pokolenie przełomu, oprac. Marian Marek Drozdowski, Kraków–Wrocław 1983.
Dwie partie: Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy i Polska Partia Socjalistyczna (Lewica) połączyły się w jedną Komunistyczną Partię Robotniczą Polski, która wzywa Was pod swój sztandar walki o dyktaturę proletariatu, o rewolucję socjalną.
Pod tym sztandarem zjednoczyły się obie partie w chwili, gdy w całej Europie pękają wiązania państw kapitalistycznych, a proletariat walczy o zdobycie władzy, aby na gruzach starego świata wyzysku i ucisku budować świat nowy, na własności socjalistycznej, na wolności i braterstwie oparty. Połączyła nas jasność zadań, które dziś stoją przed klasą robotniczą.
[…]
Z polskiej klasy robotniczej spadły więzy okupacji. Burżuazja polska straciła najsilniejsze narzędzie swego ucisku klasowego. Ale to rozluźnienie naszych pęt zawdzięczamy nie rewolucji w Polsce, lecz rewolucji rosyjskiej i niemieckiej. Dlatego grożą nam wciąż nowe wściekłe ataki kontrrewolucji burżuazyjnej, którą coraz bardziej rozzuchwala ugodowość rządu Piłsudskich i Moraczewskich, zdradzających na każdym kroku interesy ludu.
Jeżeli nie chcemy, by nas zakuto w nowe kajdany, musimy rozpalić w Polsce własną rewolucję, zburzyć panowanie burżuazji, zdobyć władzę dla Rad Delegatów Robotniczych.
Rzuciliśmy hasło tworzenia w Polsce Rad Delegatów Robotniczych miast i wsi w niezłomnym przekonaniu, że staną się organem walki szerokich mas proletariatu. Przeciw klasom burżuazyjnym, łączącym się z międzynarodową imperialistyczną kontrrewolucją, niechaj stanie zwarta siła klasy robotniczej, ramię w ramię z socjalistyczną Rosją i z rewolucyjnym proletariatem wszystkich krajów.
Niech żyje międzynarodowa walka rewolucyjna!
Niech żyje dyktatura proletariatu!
Niech żyje rewolucja socjalna!
Warszawa, 15 grudnia
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Zważywszy na konieczność bezpośredniego i zorganizowanego udziału proletariatu miasta i wsi w tworzeniu nowego ładu w Polsce, PPS uznaje za niezbędne tworzenie we wszystkich ośrodkach Rad Delegatów Robotniczych.
Rząd Ludowy będący wyrazem władzy ludu pracującego wsi i miasta, powinien oprzeć się o Rady Del[egatów] Robotniczo-Włościańskich z nimi współdziałających i wspólnie ponoszących odpowiedzialność.
PPS uważa, iż Rząd Ludowy musi rozporządzać aparatem organizacyjno wykonawczym, lecz także na instytucjach robotniczych, którymi są i mogą być Rady Del[egatów] Rob[lotniczych] i Włość[iańskich]. Rady poza swą rolą opiniodawczą i inicjatorską muszą się stać organem pomocniczym w realizacji rozporządzeń, dekretów i zamierzeń Rządu Ludowego.
Zadaniem Rad Del[egatów] Rob[lotniczych] powinno być: współdziałanie z Rządem Ludowym w następujących dziedzinach życia gospodarczego: w normowaniu wytwórczości przemysłowej i w uporządkowaniu gospodarki miejskiej i wiejskiej, w zaprowiantowaniu miasta i wsi oraz w walce ze spekulacją i paskarstwem. […]
Ponieważ w pracy przy budowie nowego życia niezbędnym jest współdziałanie z proletariatem miejskim i wiejskim zawodowej pracującej inteligencji, PPS wzywa demokratyczną i uznającą władzę ludu inteligencję do wstępowania i współpracy z Radami Delegatów Robotniczych.
We współpracy tej PPS widzi gwarancje szybkiego, umiejętnego i owocnego odbudowania Polski na nowych zasadach.
Warszawa, 14 stycznia
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Skazanie pracującej ludności na śmierć głodową miało miejsce wtedy, gdy całe wystawy były zawalone bułkami i chlebem, nabycie których było i jest możliwe tylko dla ludzi zamożnych. Zarząd Miasta, wczuwając się w nastrój głodnych mas, które były pchane głodem do rozruchów, rabunków, postanowił skupować mąkę po paserskich cenach, a sprzedawać wypieczony chleb od 50 do 60% niżej kosztów. Rozwiązanie katastrofy aprowizacyjnej w wyżej wymieniony sposób naraziło kasę magistratu na straty sięgające dziś około pół miliona marek.
Radomsko, 19 kwietnia
Ryszard Szwed, Samorządowa Rzeczpospolita 1918–1939, Częstochowa 2002.
Byłem na placu Teatralnym, gdzie się zgromadzili robotnicy ze swoimi sztandarami z rozmaitych fabryk i zakładów. Były dwie mównice. Pochód był olbrzymi. Pogoda dotrzymała, chociaż przez chwilę chmury groziły ulewą. Jadłodajnie miejskie zamknięte.
Warszawa, 1 maja
Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1919–1928, Warszawa 1973.
Rewolucja socjalistyczna ma zadania wybitnie twórcze: urzeczywistnienie Socjalizmu wymaga olbrzymich prac organizacyjnych i administracyjnych. Ustrój socjalistyczny nie może być urzeczywistniony wobec większości społeczeństwa, musi tedy oprzeć się na zasadach demokratycznych. […] Podnoszenie środków represji a nawet terroru do godności trwałego systemu [...] niezgodne jest z istotą Socjalizmu i nie może prowadzić do wyzwolenia klasy robotniczej. Dlatego PPS odrzuca tak rozumianą i stosowaną „dyktaturę proletariatu”, wysuwając natomiast do rządów socjalistycznych, opartych na masach pracujących miast i wsi — zgodnych z wolą większości społeczeństwa — kontrolowanych przez ogół obywateli. [...] PPS stawia następujące wytyczne: Sejm jednoizbowy; powszechne, bez różnicy płci, równe, tajne, bezpośrednie i proporcjonalne głosowanie do Sejmu i do wszystkich ciał samorządnych; bezpośrednie prawodawstwo ludowe w formie inicjatywy i referendum; konstytucyjne uznanie Izby Pracy, złożonej z przedstawicieli robotników i pracowników w miastach i na wsi, a mającej prawo inicjatywy oraz dawania opinii we wszystkich sprawach dotyczących pracy; szeroki samorząd lokalny.
Warszawa, 21–25 maja 1920
Aleksander Łuczak, Józef Ryszard Szaflik, Druga Rzeczpospolita. Wybór dokumentów, Warszawa 1988.
Każdy Polak, czy robotnik, lub urzędnik, musi w chwili tej, gdzie się rozchodzi o sprawę polską, pracować najusilniej… Przez wywołanie strajku w celu szkodzenia Polsce, postawili się Niemcy otwarcie po stronie barbarzyńców rosyjskich i band azjatyckich, które pod dowództwem oficerów i zbrodniarzy niemieckich i carskich generałów chcą Polskę zniszczyć.
17 sierpnia
Tadeusz Jędruszczak, Polityka Polski w sprawie Górnego Śląska 1918–1922, Warszawa 1958.
Wśród rozumnej części społeczeństwa polskiego bolesnem echem odbiła się wiadomość, że roboty koło budowy portu w Gdyni mają być przerwane z powodu braku potrzebnych na ten cel funduszów. Zaczęliśmy tę budowę po smutnem doświadczeniu, któreśmy poczynili z Gdańskiem podczas najazdu bolszewickiego. Drugi raz takich doświadczeń powtarzać nam nie wolno. [...]
Wobec nadchodzących wyborów, ministerjum skarbu znalazło setki miljonów dla p. Osieckiego z PSL na „cele rolne pow. garwolińskiego” i dla pana Daszyńskiego z PPS na „kooperatywy socjalistyczne”. Panie ministrze skarbu! Dla Polski port w Gdyni jest stokroć ważniejszy, aniżeli te nieokreślone cele rolne i te jakieś kooperatywy! Gdy port w Gdyni będzie gotowy, skończy się nasza gdańska niewola i stosunki polsko-gdańskie normalnie się ułożą. Skończy się także bezczelna buta niemiecka, której uleganie ubliża naszej godności jako niepodległego państwa i narodu.
Poznań, 12 września
„Dziennik Poznański” nr 207/1922, cyt. za: Gdynia. Biznesplan II RP, red. Maciej Kowalczyk, Fundacja Ośrodka KARTA, Warszawa 2011.
Jest to ważny znak czasu, że pierwsze posiedzenie rozpoczynające czynność Senatu otwiera socjalista. [...]
Dwa najbardziej despotyczne rządy: carsko-rosyjski i cesarsko-niemiecko-pruski, gwałtownie, przemocą niszczyły naszą narodowość, usiłując przerobić nas z jednej strony na Moskali, a z drugiej na Niemców. Wówczas to w 1892 r. powstało stronnictwo Polskiej Partii Socjalistycznej, do której i ja należę. [...] PPS prowadziła zawziętą walkę przeciwko despotyzmowi, przeciwko wszelkiemu gnębieniu i wyzyskowi, zarówno w sprawie narodowej, jak i społecznej. Przyczyniła się ona niemało, że runęły na ziemiach naszych wszystkie despotyzmy.
Dzisiaj zasiadam w Senacie i otwieram pierwsze jego posiedzenie, zawdzięczając to temu, że się spełniły najgorętsze nasze życzenia: mamy niepodległość narodową i polityczną, mamy Rzeczpospolitą demokratyczną, a uchwalona przez Sejm Ustawodawczy Konstytucja nie odbiera już praw obywatelskich za jawne i otwarte wyznawanie swych zasad.
Warszawa, 28 listopada
Bolesław Limanowski, Pamiętniki 1919–1928, Warszawa 1973.
Towarzysze robotnicy z PPS!
Was o zdradę lub tchórzostwo nikt posądzić nie może, a nawet nie śmie. Ze wspólnej walki, ze wspólnych cierpień, ze wspólnych ofiar dla sprawy wiemy, że wy, robotnicy z PPS, nie cofnęlibyście się tak jak i dawniej przed żadnym poświęceniem dla sprawy. Tu winy waszej nikt szukać nie może, tkwi ona gdzie indziej.
Wina wasza, jak zresztą i nasza polega na tym, że zbytnio zawierzyliśmy wodzom, których nie znaliśmy należycie, których ideologia była obca klasowym interesom ludu pracującego.
Wodzowie zawiedli nasze zaufanie! [...]
I oto teraz, gdy niepodległość została osiągnięta, wyszło na jaw, że ci inteligenci szlacheccy, którzy w ruchu pozostali jako wodzowie PPS, niczym się nie różnili w swej ideologii od odstępców z roku piątego.
Oni w ruchu pozostali jedynie dla wykoślawienia go, przyjęli na się w stosunku do proletariatu osławioną rolę Wallenrodów — szlachty — zdrajców. [...]
Walka o wolność polityczną, o wolność prasy, o wolność związków zawodowych w rozumieniu przywódców PPS polegać miała na oswobodzeniu zamachowców endeckich Januszajtisa i innych przez Moraczewskiego, i wprowadzeniu przez tegoż samego Moraczewskiego carskiego kodeksu karnego, na podstawie paragrafów, którego zamyka się związki zawodowe, konfiskuje wydawnictwa i sadza do więzień tysiące działaczy robotniczych.
Walka o ośmiogodzinny dzień pracy przemienioną została na nędzne targi, z których jednak przywódcy PPS zrezygnowali na Górnym Śląsku, aby górnośląscy kapitaliści niemieccy mieli większe możliwości konkurencyjne.
Walka o ustawodawstwo robotnicze — to tylko pozory dla nieutracenia resztek wpływu w masach.
Walka o socjalizm dla wodzów PPS — to koalicja z burżuazją! Lecz nie dość na tym!
Dla ratowania kapitalizmu wodzowie PPS wyrzekają się nawet niepodległości. [...]
Ani jeden robociarz nie może pozostać pod zdradzieckim wpływem! Do tego wzywamy was, towarzysze robotnicy, członkowie PPS, my, starzy pepeesowcy, od czasów rewolucji 1905 r. walczący pod sztandarami PPS, którzy jednak zawdzięczając polityce ugodowych przywódców, znaleźli się już poza szeregami tej partii.
Do walki o wolną i niepodległą Polskę robotników i chłopów!
Do walki o wolność i socjalizm!
Do walki o uratowanie starych bojowych sztandarów!
Kraków, 17 kwietnia
Archiwum Zakładu Historii Partii, 117/III — 2/1926, poz. 1, [cyt. za:] PPS Lewica 1926–1931. Materiały źródłowe, oprac. Ludwik Hass, Warszawa 1963.
Krwawe zajścia. Wiadome było, iż komuniści gotują się do wystąpienia. PPS podjęła się wobec rządu zlikwidowania na własną rękę tych wystąpień. Pochód PPS odbywał się według wszelkich reguł strategii. Oddziały bojowe uzbrojone, częściowo umieszczone na autach ciężarowych. Doszło dwukrotnie do starcia – na Krakowskim Przedmieściu i koło kościoła Aleksandra. Strzały – w wyniku: 5 osób zabitych, 11 ciężej i lżej rannych. Policja pilnowała „reguł boju”, nie zachowując zresztą obiektywizmu: w momentach niebezpiecznych wkraczała, oddzielając PPS od napierających komunistów. Podobno wśród bojówki PPS byli i członkowie tajnej policji, a jeden z nich zginął.
Warszawa, 1 maja
Maciej Rataj, Pamiętniki 1918–1927, oprac. Jan Dębski, Warszawa 1965.
W klubie poselskim PPS w Sejmie zjawili się oficerowie, wysłannicy sztabu Piłsudskiego, żądając od nas proklamowania strajku powszechnego i przedstawiając sytuację jako dość poważną dla Piłsudskiego. Wskutek tego żądania odbyła się narada Centralnego Komitetu Wykonawczego [PPS] w lokalu „Robotnika”. Na tym posiedzeniu, gdy przeróżni mówcy z zapałem mówili o powstaniu Piłsudskiego i przyklasnęli myśli ogłoszenia strajku, zabrałem głos i zauważyłem skromnie, że jednak, gdy mamy dać całą pomoc klasy robotniczej powstaniu wojskowemu, godzi się zapytać Piłsudskiego, dokąd on zdąża i co za cele polityczne osiągnąć pragnie przez zwycięskie zakończenie swojej akcji powstańczej. Żądałem tedy powstrzymania się od proklamacji strajku aż do chwili, w której nastąpi porozumienie z Piłsudskim co do celów buntu wojskowego.
Wtedy to podczas posiedzenia poseł socjalistyczny Warszawy, [Rajmund] Jaworowski, członek CKW, odwołał mnie na bok i oświadczył mi, że gram niebezpieczną grę, że jeśli tak dalej będę przemawiał i bronił mojego stanowiska, to muszę być przygotowany na to, że gdy wyjdę na ulicę, robotnicy warszawscy mnie „powieszą na latarni, bo — zakończył — robotnicy warszawscy są za Piłsudskim i po jego stronie walczą i będą walczyć”.
Warszawa, 13 maja
Herman Lieberman, Pamiętniki, Warszawa 1996, [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Rząd Witosa, rząd skąpany we krwi żołnierzy polskich musi upaść. Wojska prowadzone przez Józefa Piłsudskiego, wierne Demokracji i Republice Polskiej muszą zwyciężyć! Lud polski winien poprzeć zbiorowym wysiłkiem walkę swych braci żołnierzy. Wobec tego Warszawski Okręgowy Komitet Robotniczy PPS wzywa Was, Towarzysze, do strajku powszechnego od dnia 14 bm. aż do odwołania. Niech strajk ten będzie potężną, imponującą manifestacją Warszawy robotniczej! Niech będzie protestem przeciwko Wojciechowskiemu, który zdradził demokrację polską, stanął po stronie reakcji i zagrzewa do walki z wojskami Józefa Piłsudskiego.
Niech strajk ten będzie grobem, w który zawali się rząd Witosa — rząd prowokatorski, rząd, który na nędzy inwalidów, wdów, sierot i bezrobotnych chce „sanować” Polskę.
Niech żyje strajk powszechny!
Warszawa, 13 maja
Dokumenty chwili, cz. I, 13 do 16 maja 1926 r. w Warszawie. Przebieg tragicznych wypadków na podstawie komunikatów oficjalnych, prasy i spostrzeżeń świadków, Warszawa [17 maja 1926], [cyt. za:] Agnieszka Knyt, Warszawa 1926: Przewrót w maju, „Karta” nr 48, 2006.
Nie możemy dłużej milczeć! Nie możemy być niemymi świadkami tego, co się dzieje w Polskiej Partii Socjalistycznej! [...]
Milczeliśmy, gdy wodzowie PPS hamowali na każdym kroku walkę robotniczą, bośmy sobie tłumaczyli, że nie nadeszła jeszcze chwila na rozpoczęcie walk. Milczeliśmy, gdy nas wzywano na wojnę z Rosją Sowiecką, bośmy uwierzyli legendzie, że robotnicy i chłopi rosyjscy chcą Polskę podbić i ujarzmić. Wierzyliśmy, że walczymy o interesy ludu pracującego, o Polskę ludową [...].
Dziś, kiedy Polska stoi na rozstajnych drogach, kiedy rozpala się walka decydująca, walka o to, czy Polska ma być nadal folwarkiem obszarników i kapitalistów, czy też państwem robotników i chłopów, ciemiężycielką czy oswobodzicielką narodów ujarzmionych, nic już nas z dzisiejszymi wodzami PPS łączyć nie może. [...]
Dziś, gdy ważą się losy mas pracujących Polski, gdy od ich zdecydowania zależy dalszy los kraju, naszym proletariackim obowiązkiem jest zerwać z sojusznikami klas posiadających, z przywódcami PPS. Nie możemy milczeć, gdy uświadomiliśmy sobie, że wodzowie PPS stali się wyraźnymi i zdecydowanymi szkodnikami i rozbijaczami ruchu robotniczego. Nie możemy milczeć, gdy widzimy, że w każdej trudnej dla burżuazji chwili podają jej oni dłoń pomocną i ratują jej panowanie. [...]
Nie ma dla uczciwych pepeesowców innej drogi, jak zerwać z tą partią opanowaną przez zdrajców i utworzyć odrębną partię, Polską Partię Socjalistyczną Lewicę!
Wy wszyscy robotnicy należący do PPS, którzy czujecie i myślicie jako i my, którzy dusicie się w tym bagnie, w jakie wtrącili was zdradzieccy przywódcy, idźcie w nasze ślady, zrywajcie ze sprzedawczykami i wstępujcie do naszej partii. [...]
Socjalizm zdradzony przez przywódców PPS jest naszym programem. Walka o niepodległą Polskę socjalistyczną i uspołecznienie fabryk i kopalń, o reformę rolną bez odszkodowania, przeciw sprzedawaniu Polski w niewolę kapitału zagranicznego, walka o usunięcie dotychczasowego systemu społecznego, o rząd robotniczo-włościański — oto nasze hasła. [...]
Tylko na tej drodze zdołamy wyrwać Polskę z katastrofy i poprowadzić ku nowej świetlanej przyszłości pod sztandarami PPS Lewicy!
Kraków, 24 czerwca
PPS Lewica 1926–1931. Materiały źródłowe, oprac. Ludwik Hass, Warszawa 1963.
Żydowskie partie robotnicze, tj. Bund, lewica Poalej-Syjonu i prawica Poalej-Syjonu, obchodzą święto 1 maja samodzielnie bez jakiejkolwiek łączności nie tylko wzajemnej, ale także z PPS. Pochody te przejdą jedynie dzielnicą żydowską (pl. Muranowski). Przewidziana frekwencja nie przekroczy liczby 5500, z czego na Bund wypadnie przypuszczalnie 3000 osób, lewicę Poalej-Syjonu 1800–2000, a prawicę Poalej-Syjonu około 500 osób.
Warszawa, 30 kwietnia
Rafał Żebrowski, Dzieje Żydów w Polsce. Wybór tekstów źródłowych 1918-1939, Warszawa 1993.
Od chwili swego powstania Polska Partia Socjalistyczna prowadzi walkę nieustanną o całkowitą zmianę ustroju społecznego, o wyzwolenie mas pracujących z pęt przemocy i wyzysku.
Polska Partia Socjalistyczna, będąca wyrazicielką potrzeb i dążeń mas pracujących, stawia sobie za cel zniesienie wyzysku i ucisku wszelkiego rodzaju. W łączności z masami pracującymi całego świata, jako członek Socjalistycznej Międzynarodówki Robotniczej Polska Partia Socjalistyczna dąży do utworzenia Polskiej Rzeczypospolitej Socjalistycznej, z wszystkich ziem polskich złożonej, złączonej z innymi Republikami Socjalistycznymi węzłami stałego pokoju i ścisłej braterskiej współpracy gospodarczej, politycznej i kulturalnej.
Rzeczpospolita Socjalistyczna obejmie środki wytwarzania i komunikacji na własność społeczną, przetworzy Państwo z narzędzia ucisku klasowego w organ zbiorowej woli społeczeństwa, nie znającego już podziału na wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych.
Radom, 2 lutego
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
W najbliższym okresie czasu Stronnictwo Ludowe podejmie masową akcję, którą samo zorganizuje i przeprowadzi wyłącznie własnymi siłami na terenach z góry określonych i w terminach przez siebie wybranych. Porozumiewając się w tej sprawie Stronnictwo Ludowe wysunęło pod naszym adresem postulaty dotyczące pewnych form pomocy i współdziałania z tym jednak, że akcja Stronnictwa od początku do końca będzie przeprowadzona samodzielnie i na wyłączną odpowiedzialność Stronnictwa Ludowego, które będzie dążyć w rozwinięciu i konsekwencji własnej akcji do ustalenia w porozumieniu z nami już wspólnych wystąpień politycznych. [...] Tymczasem poszczególne organizacje Stronnictwa Ludowego w miejscowościach, w których zamierzone wystąpienie będzie planowane, mogą się zwrócić do naszych komitetów i omówić z nami warunki współdziałania w tym wystąpieniu. Nie potrzebujemy wskazywać na to, że wobec akcji prowadzonej wyłącznie w ramach Stronnictwa Ludowego nasze współdziałanie będzie zależało jedynie od tych możliwości, którymi każda organizacja PPS na danym terenie w chwili zwrócenia się do niej miejscowego Stronnictwa Ludowego o poparcie będzie rozporządzać. Tylko w tych granicach poparcie naszych organizacji może mieć miejsce.
5 sierpnia
Bądźcie solidarni! Wielki Strajk Chłopski 1937 r., red. Janusz Gmitruk i Dorota Pasiak-Wąsik, Warszawa 2007.
Wysoka Izbo! Wstrząs, który przeżyliśmy po śmierci wskrzesiciela Państwa Polskiego, jest rzeczą naturalną. Historia podaje wiele przykładów, gdy naród, pozbawiony wodza duchowego, szuka w męce wyjścia z położenia, w które go losy dziejów wtrąciły. Dwie są po temu możliwości: znaleźć przewodnika nowego lub iść o własnych siłach wysiłkiem zbiorowym. […]
Stało się prawdą powszechną, że takich postaci, jak Józef Piłsudski, naród wydaje jedną na tysiąc lat. Niemożliwością tedy, byśmy byli narodem, aż tak wybranym, by z ręki Opatrzności otrzymywać raz po raz mężów opatrznościowych.
Pozostaje nam tedy droga druga, normalna, aczkolwiek ciężka droga wysiłku zbiorowego. […]
Silą się udowodnić koniunkturzyści, specjaliści od dekompozycji, że się Polska rozkłada. Polska nie rozkłada się. Polska tężeje: staje się coraz bardziej zwartą. Zjazdy PPS, zjazdy inteligencji pracującej, zjazdy Stronnictwa Ludowego stawiają na pierwsze miejsce wzmocnienie obronności Państwa; pragną potęgi Rzeczypospolitej. Ale potęga Rzeczypospolitej to nie potęga grupy elitarnej, którą jeden z mówców sejmowych odważył się nazwać gettem wybrańców. Potęga Rzeczypospolitej – to zasada sprawiedliwości społecznej, to pierwszy artykuł Konstytucji kwietniowej, że „Państwo Polskie jest wspólnym dobrem wszystkich obywateli”. Nie można jedną ręką dawać Konstytucji, a drugą taką ordynację wyborczą, która przekreśla w życiu codziennym pierwszy artykuł tejże Konstytucji.
Warszawa, 7 marca
Polska w latach 1918–1939. Wybór tekstów źródłowych do nauczania historii, red. Wojciech Wrzesiński, oprac. Krzysztof Kawalec, Leonard Smołka, Włodzimierz Suleja, Warszawa 1986.
Wprawdzie obecny sanacyjny samorząd naszych miast i gmin niewiele ma do powiedzenia w sprawach, które najbardziej dotyczą codziennych spraw i potrzeb ludności, bo o wszystkim decyduje dziś władza nadzorcza, wprawdzie pozbawiono miasta i gminy ich własnych uprawnień finansowych i środków pieniężnych potrzebnych dla zaspokojenia najpilniejszych potrzeb mieszkańców, to jednak walka o samorząd musi być prowadzona. Trzeba podnieść niezależny głos opinii mas obywateli, głos walki o prawdziwy samorząd, głos obrony ludności przed zalewem panoszącej się biurokracji, głos o zaspokojenie najpilniejszych potrzeb — o tanie mieszkania, tanią wodę, tanią i dobrą szkołę, opiekę społeczną, gaz, elektryczność, zabrukowanie ulic itp.
Częstochowa, 6 lipca
Ryszard Szwed, Samorządowa Rzeczpospolita 1918–1939, Częstochowa 2002.
Proste rozumowanie, które przeprowadziłem w Oświęcimiu, że regułą niemiecką było niszczenie ludzi, regułą sowiecką wywożenie ludzi, doprowadziło do logicznego wniosku, że Katyń na tle rzeczywistości niemieckiej jest logiczny i w niej się harmonijnie mieści, na tle rzeczywistości rosyjskiej byłby wyjątkiem, jedynym zresztą.
8 sierpnia
Stanisław M. Jankowski, Ryszard Kotarba, Literaci a sprawa katyńska, Kraków 2003, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Święta Pierwszomajowe w Polsce, w Polsce wyzwolonej miały zawsze swój określony polityczny charakter. Każde z nich zamykało niejako okres poprzednich naszych walk, a zarazem wytyczało wskazania na rok najbliższy. Przypomnę je kolejno: w roku 1945 pierwsze święto Majowe po wyzwoleniu obchodziliśmy pod znakiem zwycięstwa w wielkiej walce narodów o demokrację i niepodległość, o zwycięstwo nad hitleryzmem […]. Rok 1946 – Pierwszy Maj – zamykał już okres wstępnych wysiłków budowania podstaw Polski Ludowej, a zarazem ostatecznej stabilizacji powojennego układu sił w skali międzynarodowej. […] Święto majowe mijało wówczas pod znakiem walki z siłami reakcji, które się okopały po lasach i przygotowywały kontratak na zdobycze demokracji ludowej. […] Manifestacja majowa stała się wielką mobilizacją mas do rozprawy z reakcją wewnętrzną, […] do wykorzenienia spod płaszczyka PSL mikołajczykowskiej obcej agentury. Wstępowaliśmy wówczas w okres kompanii wyborczej […]. To zwycięstwo wyborcze 19 stycznia 1947 r. świętowaliśmy 1 maja 1947 r. Nie osłabiając napięcia gotowości mas do dalszej walki z niedobitkami reakcji polskiej i wzmagając czujność na niebezpieczeństwo potęgującej się ofensywy reakcji międzynarodowej – zmierzaliśmy jednocześnie do uwypuklenia bieżących zadań gospodarczych w ramach bitwy o produkcję, o realizację planu 3-letniego, o złamanie fali spekulanckiej.
Warszawa, 3 kwietnia
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Kierownictwo II Obszaru Konfederacji Polski Niepodległej i Małopolskiego Komitetu Okręgowego PPS, uznając rangę obecnych przemian, wyrażają za kierownictwami obu partii zadowolenie z wyboru Tadeusza Mazowieckiego na pierwszego niekomunistycznego premiera Polski. Z uznaniem witamy też rozmowy przeprowadzone przez premiera z przywódcami naszych partii i mamy przekonanie, że rząd ten prowadził będzie działania zmierzające do zrównania statusu wszystkich partii w Polsce. Oświadczamy, że będziemy dążyć do utworzenia regionalnego porozumienia niezależnych partii politycznych i organizacji społecznych dla przygotowania kształtu przyszłego samorządu terytorialnego i wolnych wyborów do senatu, sejmu i rad narodowych. Partie nasze opowiadają się za pełną współpracą zmierzającą do przekształcenia Polski w państwo niepodległe i demokratyczne.
Zygmunt Łenyk, Wiesław Kukla
Kraków, 12 września
„Opinia Krakowska” nr 46, z 16 września 1989.
PPS wyraża głęboką radość z faktu odzyskania przez Litwę niepodległości. Oczekujemy od rządu RP nie tylko formalnego uznania tego faktu, ale i udzielenia niepodległej Litwie, w miarę możliwości i potrzeb, pomocy gospodarczej, choćby przez udostępnienie dróg transportowych oraz ewentualne dostawy węgla.
Warszawa, 9 kwietnia
Ze Zbiorów Archiwum Opozycji Ośrodka KARTA.